XV Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski. Andrzej Seweryn „czyta” mistrzowsko „Dzienniki”
„Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja” – tak zaczynają się pisane w latach 1953 -1969 „Dzienniki” Witolda Gombrowicza i takie same słowa padły na początku monodramu opartego na tym pisarskim pamiętniku w wykonaniu Andrzeja Seweryna. Znakomity aktor wystąpił na scenie radomskiego Teatru Powszechnego w ramach XV Festiwalu Gombrowiczowskiego.
To była dla publiczności ponadgodzinna, intelektualna i artystyczna uczta. Na prawie pustej scenie tylko stolik, a na nim karafka z wodą i szklanka oraz krzesło dla aktora. Andrzej Seweryn z pewnością zna tekst "Dzienników" doskonale na pamięć, bo spektakl oparty na gombrowiczowskim tekście gra już wiele lat, ale w rękach trzyma plik kartek. Te, po "przeczytaniu" zapisków z kolejnych dni tygodnia układających się w lata, po prostu rzuca na scenę. "Wędruje" za nim jedynie reflektor rzucający snop światła na artystę.
To przedstawienie w części poważne, wyciszone, refleksyjne, ale także ironiczne (jak sam autor "Dzienników"), humorystyczne, wzbudzające momentami wręcz salwy śmiechu.
O swoich związkach z "Dziennikami" Seweryn mówił także podczas spotkania z widzami po spektaklu. - To kilkanaście lat temu, podczas jednego z festiwali gombrowiczowskich w Radomiu przeczytałem sobie siedząc w kawiarni kilka stron "Dziennika". Nie mogłem wystąpić w przedstawieniu reżyserowanym przez Waldemara Śmigasiewicza, bo byłem wtedy we Francji, dlatego postanowiłem zaprezentować choćby te teksty. Z czasem zmieniałem, dodawałem fragmenty, bom coraz więcej wiedział - przypomniał aktor.
Skąd taka forma prezentacji "Dzienników"? - Bo to ni to lektura, ni to nie lektura. Ni to granie, ni to opowiadanie. I ja to sobie cenię. To jest taka przestrzeń wolności. Jeżeli ktoś chce słyszeć literka po literce, no to słyszy. Co się kryje ze strony aktora za tym tekstem, też może to dostrzec - podkreśla aktor.
Andrzej Seweryn zwrócił także uwagę na ważny aspekt "Dzienników". - Nie gram ich regularnie i jestem porażony głębią myśli i formy tego człowieka, pana Gombrowicza. Tekst o katolicyzmie, który czytałem 10, 15 lat temu miał zupełnie inny sens, inny charakter niż ma dzisiaj. Teksty o krowie, kiedy jest mowa o wstydzie człowieczym wobec zwierzęcia w latach 50., 70 lat temu! A dzisiaj? - pytał sam siebie i widzów.
We wtorek, 10 października w programie festiwalu "Iwona, księżniczka Burgunda" w wykonaniu Teatru Ludowego z Krakowa.
Bożena Dobrzyńska