Jedlińskie kusaki. Kat jak co roku ściął głowę Śmierci
5 marca 2019
Sprawiedliwości i wielowiekowej tradycji stało się zadość. Śmierć straciła – pod katowskim toporem – głowę na rynku w Jedlińsku. Przyglądała się temu z ogromnym zadowoleniem gawiedź miejscowa i przybyła tu specjalnie po to, by zobaczyć, że kostuchę można jednak przechytrzyć.
- „Stoi już na rynku, bo ją złapano na gorącym uczynku, jak się do naszego miasta zakradała, starych i młodych swą kosa ścinała” – obwieścił narrator zgromadzonym przed sceną. I przywieziono ją na drabiniastym wozie, by jej złe uczynki osądzili ławnicy i wójt. Jak co roku i tym razem, nie było jednak dla Śmierci litości. Ani sąd ludowy, ani sam lud jej nie oszczędził, a wyrok zatwierdził proboszcz.
Legenda głosi, że w zapustny wtorek do mieszkańców miasteczka dotarła wieść przekazana przez kościelnego Kantego. Miał on zapewniać, że Śmierć się upiła i zgubiła kosę na okolicznych łąkach. To wtedy ludzie pojmali ją i doprowadzili przed sąd.
W widowisku obrzędowym "Ścięcie śmierci" wystąpili sami mieszkańcy Jedlińska. Tradycyjnie też role żeńskie są grane przez mężczyzn. Nigdy nie wiadomo, kto wciela się w rolę Śmierci.
Od lat spektakl przygotowywany jest na podstawie wierszowanego scenariusza spisanego w latach 30. XIX wieku przez ks. Jana Kloczkowskiego.
Widowisko zgromadziło na jedlińskim rynku setki osób, które świętowały ostatni dzień karnawału mimo zdradliwej, czasami wręcz deszczowej pogody.
k.woj.
- Fot. Z. Niemirski/Gość Niedzielny
- Fot. Z. Niemirski/Gość Niedzielny