Wyszkowski w sądzie o Annie Walentynowicz: Służba Bezpieczeństwa chciała ją uspokoić
16 listopada 2016
– SB stosowała różne metody, by zaszkodzić i utrudnić życie działaczom ówczesnej Solidarności – mówił Krzysztof Wyszkowski, były współpracownik Anny Walentynowicz podczas toczącego się przed Sądem Okręgowym w Radomiu procesu w sprawie próby otrucia znanej działaczki związkowej.
Warszawie, który oskarżył Tadeusza G., Marka K. i Wiesława Sz., trzech byłych oficerów SB o to, że w październiku 1981 roku uczestniczyli w opracowaniu tzw. kombinacji operacyjnej. Mieli oni za pośrednictwem tajnego współpracownika o pseudonimie „Karol” podać Annie Walentynowicz środek farmakologiczny o nazwie furosemidum. Jednak przebywająca wówczas w Radomiu działaczka Solidarności, która uczestniczyła w spotkaniach z załogami fabryk, wyjechała wcześniej niż pierwotnie planowała.
Podczas dzisiejszej rozprawy sąd pytał Wyszkowskiego o znajomość z Walentynowicz, o ich kontakty, ale przede wszystkim skupił się na październiku 1981 roku, kiedy to miało dojść do próby jej otrucia. - Wiem, że dużo jeździła po Polsce i opowiadała potem o prześladowaniach. Na pewno też kilka razy była w Radomiu. Mówiła, że ma tutaj przyjaciółkę, do której ma ogromne zaufanie, u której może się zjawić o każdej porze dnia i nocy. Anna była w tak dobroduszny sposób nawet naiwna. Opowiadała i, że w Radomiu zorganizowano przeciwko niej kombinację operacyjną, w która była zamieszana ta rzekoma przyjaciółka, nad czym Anna niezwykle bolała - zeznawał Wyszkowski. Nie pamięta jednak ani imienia, ani nazwiska tej kobiety.
- Anna była niezwykle aktywna. Była niezłomna. Wychodziła z więzienia i natychmiast jechała w Polskę nie zważając na represje - zeznawał świadek odpowiadając na pytanie, czy Walentynowicz pełniła jakąś funkcję w związku. - Ale miała ogromny autorytet, w całej Polsce ją uwielbiano, przecież to od niej zaczął się strajk w stoczni w 1980 roku. To ona doprowadziła do postawienia pomnika poległym stoczniowcom - przypomniał Wyszkowski. Jednocześnie nie zaprzeczył, że Anna Walentynowicz była skonfliktowana z Lechem Wałęsą. - Ale to był margines. Nie wyobrażam sobie, by Wałęsa zlecił represjonowanie kobiety, która była matka chrzestną jego córki - twierdził.
Świadek przekonywał zarazem, że wprawdzie nie zna szczegółów związanych z próbą zaszkodzenia Walentynowicz podczas jej pobytu w Radomiu, ale opowiadał, że sam był poddawany podobnym praktykom. - Podano mi w niewielkiej dawce pavulon. Potem od esbeka dowiedziałem się, że środek ten był stosowany, by "przysposobić" człowieka do rozmowy. O takich przypadkach opowiadała mi także Joanna Gwiazda, bo te medykamenty sprawiały, że albo kros był nadmierni rozluźniony, albo rozweselony - wyjaśniał Wyszkowski. Jego zdaniem w SB panowało przekonanie, że Annę Walentynowicz "trzeba uspokoić".
Anna Walentynowicz zginęła w 2010 roku w katastrofie smoleńskiej.
Sąd nie przesłuchał kolejnych świadków: jeden z marł, drugi jest za granicą. Sąd zdecydował, że ten drugi złoży wyjaśnienia w konsulacie polskim Francji.
Proces, który się toczy przed radomskim sądem prawie od drugiej polowy grudnia 2015 roku, został odroczony bezterminowo.
Bożena Dobrzyńska
Wyszkowski został powołany na świadka przez prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej w